"Miłość nie polega na tym, aby wzajemnie sobie się przyglądać, lecz aby patrzeć razem w tym samym kierunku."
4 miesiące później...
*Violetta*
Bardzo często zastanawiałam się, co skłania ludzi do określonego działania. Czy z tym się rodzi, czy po prostu z upływem lat uczymy się tego. Czy my w ogóle mamy kontrolę nad swoim życiem, czy może jesteśmy zupełnie bezradni.
- Boże, dlaczego ich tu tak dużo - komentuje Diego. Po chwili macha mi ręką przed twarzą i wyciąga z transu. - Halo! Ziemia do Violetty! Violetta do ziemi.
- Bo jest początek roku szkolnego, nie pamiętasz pierwszego roku w liceum? - podałam przykład.
- Miśka, ale my to coś zupełnie innego - odpowiada, uśmiechając się szeroko, a ja na to odpowiadam delikatnym uśmiechem.
- To, że zdecydowaliśmy się na letni semestr nie oznacza, że jesteśmy od nich lepsi - tłumaczyłam.
- No jasne, tylko że akurat jesteśmy - przewraca oczami.
Osłaniam twarz przed słońcem. Dziś ubrałam się pozytywniej niż zawsze, ale może zacznę się ubierać lepiej. Założyłam miętową koszulkę, a do dżinsy. Mój wcześniejszy strój składał się z workowatej bluzy i spodni, w ten właśnie sposób chciałam ukryć swoją sylwetkę i nie wyróżniać się za bardzo. Na początku każdy zwracał na to uwagę. Wytykali mnie palcami, ale później każdy się przyzwyczaił i miałam święty spokój.
Na szczęście ostatnio wraz z Francescą udałyśmy się na zakupy. Powiedziała mi, że w końcu powinnam się zacząć ubierać bardziej dziewczęco. Posłuchałam jej i kupiłam kilka kolorowych ciuszków. W końcu, tu większość osób nie będzie mnie znać, bo wiele osób z mojego liceum poszło do innych szkół i tylko nieliczni wybrali ten sam colegge, co ja Fran i Diego.
- Widać, że skorzystałaś z listy - uśmiechnął się szatyn.
- Taak, ale jakoś nie za bardzo czuję się w tych kolorach - powiedziałam.
- Nie pieprz, wyglądasz bardzo ładnie. Tylko się w tobie zakochać - zaśmiał się, a ja razem z nim.
Tak, ja i Diego stworzyliśmy listę, której głównie ja powinnam przestrzegać. Szatyn po przeczytaniu swojego poradnika psychologicznego, zaczął stosować różne porady, bo ma nadzieję, że mi to pomoże. Reasumując jestem dla niego królikiem doświadczalnym, ale mi to chyba nie przeszkadza. Bardzo się cieszę, że go mam i Francescę. Oni są najlepszymi przyjaciółmi.
Powracając do listy, zawiera ona punkty które muszę wypełnić. Jest ich około 50 z czego wypełniłam tylko jeden, a mianowicie ubrałam się kolorowo.
-Vilu, mogłabyś czasem założyć sukienkę, lub szorty i pokazać swoje nogi - objął mnie ramieniem.
- Diego, wiesz dlaczego... No, wiesz... Nie mogę...
- Wiem, i dlatego będę Cię wspierać - pocałował mnie w policzek.
- Jesteś najlepszym przyjacielem na całym świecie - przytuliłam go.
Diega poznałam w przedszkolu, podobnie jak Leona. Tylko, że z Diegiem zaprzyjaźniłam się i przez dalszą edukację wspierał mnie i tolerował moje wybory. Przeżył coś trudnego, a to wszystko przez prześladowców jego byłej dziewczyny, Demi. Byli tacy szczęśliwi i zakochani, ale długo nie nie mieli farta. Tak, więc Diego cierpiał przez nią.. Nawet teraz trudno mu jest, ale wspieramy się na wzajem.
We dwoje zmierzamy w kierunku głównego budynku. Na dziedzińcu panuje atmosfera konsternacji: studenci ich rodzice, chcą się rozeznać, dokąd mają iść. Idę wraz z Diegiem. Gdzieś z tyłu słyszę głośne "Uwaga". Potem widzę, że przede mną biegnie jakiś chłopak, który próbuje złapać piłkę futbolową wirującą w powietrzu. Jego masywne ciało zderza się z moim. Podam plecami na beton, waląc głową i łokciem w chodnik. Ramię promieniuje bólem.
- Złaź ze mnie. - Wiję się panicznie. Jego ciepło przyprawia mi uczucie, że czuję jakbym tonęła. - Złaź ze mnie w tej chwili!
- Przepraszam - Chłopak przewraca się na bok i szybko podnosi się - W ogóle Cię nie widziałem.
W końcu dostrzegłam, że znam tego chłopaka. Jego brązowe włosy i postawiona grzywka, w dodatku te oczy, no i jeszcze uśmiech, który może stopić serce niejednej dziewczyny.
- Leon?
- My się znamy?
Chłopak podaje mi dłoń, a ja wstaję. Przyglądam się jego twarzy. Dostrzegam bliznę, ciekawi mnie, czy to właśnie ona została z tej nocy, gdy go ojciec pobił.
W sercu czuję kłucie, bo on nawet nie pamięta kim jestem.
- Hmm, sorry pomyliłam cię z kimś.
- Ej, ale imię się przecież zgadza - w głosie słyszę nutę wahania. Podnosi piłkę z trawy. - Czekaj, my się znamy, prawda?
-Naprawdę, przepraszam, że wpadłam ci pod nogi - szybko łapię Diega za rękę i idziemy do głównego wejścia.
Gdy już byliśmy w pomieszczeniu puściłam Diega, a ja sama oparłam się o ścianę. Próbuję złapać równy oddech.
- To był Leon Verdas.
- Ach - namyśla się - Ten Leon Verdas, którego uratowałaś?
- Ale ja go nie uratowałam - westchnęłam - ja po prostu przeszkodziłam jego ojcu.
- Możesz to tak tłumaczyć, ale ja wiem jedno.
- Przecież, każdy postąpił by tak jak ja
Diego łapie mnie za rękę i prowadzi przez korytarz.
- Vilu, przecież tak wielu ludzi przeszło by obok. Naprawdę wielu, woli patrzeć w inną stronę i nie dostrzegać krzywdy innych. Wiem to z własnego doświadczenia.
- Tak ogromnie mi przykro, że musiałeś przez to przejść.
- Miśka, niech Ci nie będzie przykro - wzdycha - Masz jeszcze własne zmartwienia.
Przechodzimy obok sekretariatu. Gromadzi się tam wielu uczniów. Szukają planu zajęć, a także rozmawiają.
- On cię nawet nie poznał - Diego przedziera się przez tłum, żeby zdobyć różową kartkę, udało mu się.
- Tak ogólnie to on mnie nigdy nie rozpoznawał.
- No, ale teraz powinien - podaje mi talerz z ciastkami, ale kiwam przecząco głową. - Przecież, dzięki tobie uniknął sporego prania.
- Nie wyolbrzymiaj tego, możemy zmienić temat?
- To nie jest wyolbrzymianie - wzdycha. - Zamykam się już, ale chodźmy teraz szukać jakiegoś przewodnika do potorturowania.
*Leon*
Od 4 miesięcy każdej cholernej noc nawiedza mnie ten koszmar. Zwijam się przy basenowej altance, a ojciec mnie bije. Jeszcze nigdy nie widziałem go tak wściekłego, jak tamtej nocy. Pewnie dlatego, że zrobiłem jedną z najgorszych rzeczy które można sobie wyobrazić.
Gdy po raz pierwszy uderza mnie w twarz, czuję jak ciepła krew tryska na jego białą koszulę. Powinienem się bronić, bo pewnie by mnie zabił, ale ja nauczyłem się umierać, tak, w środku. Po za tym już chyba nic mnie nie obchodzi.
Nagle ktoś się pojawił. Mała postać, widziałem strach w jej oczach. Nie rozumiem, czemu w ogóle się tym zainteresowała, ale wiele jej zawdzięczam.
Tej nocy Violetta Verdas ocaliła całe moje pieprzone życie. Pewnie nawet nie zdawałaby sobie z tego sprawy. Chciałbym, żeby o tym wiedziała, ale jeszcze nie wykombinowałem, jak jej o tym powiedzieć, ani w ogóle jej nie widywałem. Słyszałem jedynie, że wcześniej pojechała do colleg'u i żyła swoim życiem. Cholernie jej tego zazdroszczę.
Pierwszy dzień w kampusie przebiega przyjemnie. Odkąd odjechał samochód moich rodziców, mogę spokojnie oddychać. Wraz z Federem spacerowaliśmy i staraliśmy się zapamiętać, jak najwięcej miejsc. Czasem przerzucaliśmy do siebie piłkę.
Nagle, odbierając dość długą piłkę, wpadam na dziewczynę. Czuję się, jak ostatni kretyn, dlatego że ona jest taka drobna i krucha. Patrzy na mnie swoimi wielkimi oczami i wygląda na wystraszoną. Najdziwniejsze jest to, że ona mnie zna, ale zamyka się w sobie kiedy dopytuję.
- Widziałeś tę dziewczynę? - pytam Federica.
On jest moim najlepszym przyjacielem od drugiej klasy, kiedy obydwoje zdaliśmy sobie sprawę że mamy pieprzone rodziny, choć zupełnie w inny sposób.
- Tę, na którą wpadłeś? - bierze plan zajęć, składa papierek na pół i chowa do kieszeni spodni. - Trochę przypomina mi tą dziewczynę, którą torturowała Ludmila.
- Violettę Castillo?
- Chyba tak się nazywała - wypuszcza powietrze - ale to raczej nie ona, Violka w liceum miała krótsze włosy i malowała na czarno swoje oczy, a po za tym ta dziewczyna była chudsza.
- Jeśli to Viola, to muszę z nią porozmawiać o tamtej nocy - spojrzałem na drzwi w których zniknęła.
Federico nienawidzi Ludmily. Uważa ją za sukę bez uczuć, bo ona chyba taka jest dla innych przy mnie jest wyjątkowo słodka. Ale i tak jej nie kocham, a związek z nią jest mi na rękę, gdy tylko poczuł woń jej perfum uciekł w kierunku głównego wejścia.
- Mam nadzieję, że nie rozmawialiście o mnie - powiedziała, ale ona przecież uwielbia, jak się o niej dużo mówi, objęła mnie w pasie - no chyba, że to było coś dobrego.
Pocałowałem ją w czoło.
- Nikt o tobie nie mówił. Federico, po prostu poszedł poszukać swojego pokoju.
Ludmile poznałem w drugiej klasie liceum. Kiedy akurat przeniosła się do tej samej szkoły co ja. Była niezwykle atrakcyjna, a ja cieszyłem się dużą popularnością wśród rówieśników, ale z nikim nie chodziłem na poważnie, od czasu do czasu podrywałem dziewczyny, ale głównie skupiałem się na futbolu, tak jak tego chciał tata. Jednak Ludmila była bardzo zainteresowana mną i po kilku tygodniach zostaliśmy oficjalnie parą. Zawsze myśli o sobie, nigdy nie była ciekawa tego skąd biorą się moje rany, siniaki i blizny. Raz o to zapytała, gdy doszło do zbliżenia. Odpowiedziałem, że to wynik wypadku samochodowego, ale ona i tak dalej nie wnikała.
- Słuchaj, kochanie, muszę już iść - całuję ją w usta - Muszę iść się zameldować, rozpakować i dowiedzieć się, co gdzie jest.
- No, dobrze.
Pomachała mi na pożegnanie i poszła w kierunku własnego samochodu, wiodę za nią wzrokiem, a po chwili wchodzę do budynku. W środku jest dużo chłodnie niż na zewnątrz, wszędzie panuje gwar, bo każdy chce coś załatwić.
- Czy ty nie miałeś szukać pokoju? - zapytałem, patrząc na Luka.
- Będę szczery, nienawidzę twojej dziewczyny - to już akurat wiedziałem. - Chodź, zaraz powinien pojawić się tu przewodnik i oprowadzi nas po szkole.
- No dobrze - Nie podobał mi się ten pomysł, bo najchętniej poszedł bym do pokoju i się rozpakował.
Po chwili pojawił się przewodnik, za nim ustawiło się sporo uczniów. Ja i Federico ustawiliśmy się na samym końcu. Po chwili mój wzrok wędruje na dziewczynę którą zobaczyłem w tym tłumie. Uśmiecha się do chłopaka, który obok niej stoi.
- Na co tak patrzysz - przerywa mi Fede - Wiesz, to może być Violetta Castilo. Uświadomiłem sobie, że jej ojciec mówił coś o jej wyjeździe do tej szkoły.
- Niemożliwe... to może być... czy jednak? - patrzę na jej włosy długie brązowe, zakończone ombre, lekko pofalowane. Jej ubranie, podkreśla jej figurę i te śliczne duże brązowe oczy, w których iskrzy radość. Violę, którą znałem kryła w sobie mrok, te workowate ciuchy, ciemny makijaż i zawsze wyglądała na smutną. Unikała wszystkich, poza tą nocą, której mnie uratowała.
- To na pewno ona1 - krzyknął Feder, kilka osób spojrzało na niego, jak na jakiegoś kretyna.
- O kurwa - mówię nie dowierzając.
- W czymś pomóc? - pyta przewodnik.
- Nie, nie, przepraszam - szybko odpowiadam.
Przeczesuję tłum moim wzrokiem, ale nigdzie jej nie widać.
- Ej, do cholery, gdzie ona poszła? - mówię do Federica.
On wzrusza ramionami i dalej słuchamy tego, co gada przewodnik.
Gdy już byliśmy w pomieszczeniu puściłam Diega, a ja sama oparłam się o ścianę. Próbuję złapać równy oddech.
- To był Leon Verdas.
- Ach - namyśla się - Ten Leon Verdas, którego uratowałaś?
- Ale ja go nie uratowałam - westchnęłam - ja po prostu przeszkodziłam jego ojcu.
- Możesz to tak tłumaczyć, ale ja wiem jedno.
- Przecież, każdy postąpił by tak jak ja
Diego łapie mnie za rękę i prowadzi przez korytarz.
- Vilu, przecież tak wielu ludzi przeszło by obok. Naprawdę wielu, woli patrzeć w inną stronę i nie dostrzegać krzywdy innych. Wiem to z własnego doświadczenia.
- Tak ogromnie mi przykro, że musiałeś przez to przejść.
- Miśka, niech Ci nie będzie przykro - wzdycha - Masz jeszcze własne zmartwienia.
Przechodzimy obok sekretariatu. Gromadzi się tam wielu uczniów. Szukają planu zajęć, a także rozmawiają.
- On cię nawet nie poznał - Diego przedziera się przez tłum, żeby zdobyć różową kartkę, udało mu się.
- Tak ogólnie to on mnie nigdy nie rozpoznawał.
- No, ale teraz powinien - podaje mi talerz z ciastkami, ale kiwam przecząco głową. - Przecież, dzięki tobie uniknął sporego prania.
- Nie wyolbrzymiaj tego, możemy zmienić temat?
- To nie jest wyolbrzymianie - wzdycha. - Zamykam się już, ale chodźmy teraz szukać jakiegoś przewodnika do potorturowania.
*Leon*
Od 4 miesięcy każdej cholernej noc nawiedza mnie ten koszmar. Zwijam się przy basenowej altance, a ojciec mnie bije. Jeszcze nigdy nie widziałem go tak wściekłego, jak tamtej nocy. Pewnie dlatego, że zrobiłem jedną z najgorszych rzeczy które można sobie wyobrazić.
Gdy po raz pierwszy uderza mnie w twarz, czuję jak ciepła krew tryska na jego białą koszulę. Powinienem się bronić, bo pewnie by mnie zabił, ale ja nauczyłem się umierać, tak, w środku. Po za tym już chyba nic mnie nie obchodzi.
Nagle ktoś się pojawił. Mała postać, widziałem strach w jej oczach. Nie rozumiem, czemu w ogóle się tym zainteresowała, ale wiele jej zawdzięczam.
Tej nocy Violetta Verdas ocaliła całe moje pieprzone życie. Pewnie nawet nie zdawałaby sobie z tego sprawy. Chciałbym, żeby o tym wiedziała, ale jeszcze nie wykombinowałem, jak jej o tym powiedzieć, ani w ogóle jej nie widywałem. Słyszałem jedynie, że wcześniej pojechała do colleg'u i żyła swoim życiem. Cholernie jej tego zazdroszczę.
Pierwszy dzień w kampusie przebiega przyjemnie. Odkąd odjechał samochód moich rodziców, mogę spokojnie oddychać. Wraz z Federem spacerowaliśmy i staraliśmy się zapamiętać, jak najwięcej miejsc. Czasem przerzucaliśmy do siebie piłkę.
Nagle, odbierając dość długą piłkę, wpadam na dziewczynę. Czuję się, jak ostatni kretyn, dlatego że ona jest taka drobna i krucha. Patrzy na mnie swoimi wielkimi oczami i wygląda na wystraszoną. Najdziwniejsze jest to, że ona mnie zna, ale zamyka się w sobie kiedy dopytuję.
- Widziałeś tę dziewczynę? - pytam Federica.
On jest moim najlepszym przyjacielem od drugiej klasy, kiedy obydwoje zdaliśmy sobie sprawę że mamy pieprzone rodziny, choć zupełnie w inny sposób.
- Tę, na którą wpadłeś? - bierze plan zajęć, składa papierek na pół i chowa do kieszeni spodni. - Trochę przypomina mi tą dziewczynę, którą torturowała Ludmila.
- Violettę Castillo?
- Chyba tak się nazywała - wypuszcza powietrze - ale to raczej nie ona, Violka w liceum miała krótsze włosy i malowała na czarno swoje oczy, a po za tym ta dziewczyna była chudsza.
- Jeśli to Viola, to muszę z nią porozmawiać o tamtej nocy - spojrzałem na drzwi w których zniknęła.
Federico nienawidzi Ludmily. Uważa ją za sukę bez uczuć, bo ona chyba taka jest dla innych przy mnie jest wyjątkowo słodka. Ale i tak jej nie kocham, a związek z nią jest mi na rękę, gdy tylko poczuł woń jej perfum uciekł w kierunku głównego wejścia.
- Mam nadzieję, że nie rozmawialiście o mnie - powiedziała, ale ona przecież uwielbia, jak się o niej dużo mówi, objęła mnie w pasie - no chyba, że to było coś dobrego.
Pocałowałem ją w czoło.
- Nikt o tobie nie mówił. Federico, po prostu poszedł poszukać swojego pokoju.
Ludmile poznałem w drugiej klasie liceum. Kiedy akurat przeniosła się do tej samej szkoły co ja. Była niezwykle atrakcyjna, a ja cieszyłem się dużą popularnością wśród rówieśników, ale z nikim nie chodziłem na poważnie, od czasu do czasu podrywałem dziewczyny, ale głównie skupiałem się na futbolu, tak jak tego chciał tata. Jednak Ludmila była bardzo zainteresowana mną i po kilku tygodniach zostaliśmy oficjalnie parą. Zawsze myśli o sobie, nigdy nie była ciekawa tego skąd biorą się moje rany, siniaki i blizny. Raz o to zapytała, gdy doszło do zbliżenia. Odpowiedziałem, że to wynik wypadku samochodowego, ale ona i tak dalej nie wnikała.
- Słuchaj, kochanie, muszę już iść - całuję ją w usta - Muszę iść się zameldować, rozpakować i dowiedzieć się, co gdzie jest.
- No, dobrze.
Pomachała mi na pożegnanie i poszła w kierunku własnego samochodu, wiodę za nią wzrokiem, a po chwili wchodzę do budynku. W środku jest dużo chłodnie niż na zewnątrz, wszędzie panuje gwar, bo każdy chce coś załatwić.
- Czy ty nie miałeś szukać pokoju? - zapytałem, patrząc na Luka.
- Będę szczery, nienawidzę twojej dziewczyny - to już akurat wiedziałem. - Chodź, zaraz powinien pojawić się tu przewodnik i oprowadzi nas po szkole.
- No dobrze - Nie podobał mi się ten pomysł, bo najchętniej poszedł bym do pokoju i się rozpakował.
Po chwili pojawił się przewodnik, za nim ustawiło się sporo uczniów. Ja i Federico ustawiliśmy się na samym końcu. Po chwili mój wzrok wędruje na dziewczynę którą zobaczyłem w tym tłumie. Uśmiecha się do chłopaka, który obok niej stoi.
- Na co tak patrzysz - przerywa mi Fede - Wiesz, to może być Violetta Castilo. Uświadomiłem sobie, że jej ojciec mówił coś o jej wyjeździe do tej szkoły.
- Niemożliwe... to może być... czy jednak? - patrzę na jej włosy długie brązowe, zakończone ombre, lekko pofalowane. Jej ubranie, podkreśla jej figurę i te śliczne duże brązowe oczy, w których iskrzy radość. Violę, którą znałem kryła w sobie mrok, te workowate ciuchy, ciemny makijaż i zawsze wyglądała na smutną. Unikała wszystkich, poza tą nocą, której mnie uratowała.
- To na pewno ona1 - krzyknął Feder, kilka osób spojrzało na niego, jak na jakiegoś kretyna.
- O kurwa - mówię nie dowierzając.
- W czymś pomóc? - pyta przewodnik.
- Nie, nie, przepraszam - szybko odpowiadam.
Przeczesuję tłum moim wzrokiem, ale nigdzie jej nie widać.
- Ej, do cholery, gdzie ona poszła? - mówię do Federica.
On wzrusza ramionami i dalej słuchamy tego, co gada przewodnik.
***
Heejczi ;33
Co słychać??
U mnie dobrze, przyzwyczaiłam się już do szkoły ;))
I nawet prawie zapomniałam o takim jednym (:
Rozdziału nie było bardzo dłuugo :/
To dlatego, że czekałam na te 6 komentarzy ♥
No i są *_*
Danke :**
W tamtym tygodniu miałam dodać ten rozdział, ale w iątek byłam na zakupach z przyjaciółkami, a w sobotę pojechałam na "Apel Młodych" do Radomia :)
Wspaniała zabawa ;*
Mam nadzieję, że mnie jeszcze pamiętacie xdd
Dobrze, to czekam na wasze opinie na temat rozdziału ;33