piątek, 25 września 2015

Capítulo 3

  
"Miłość nie polega na tym, aby wzajemnie sobie się przyglądać, lecz aby patrzeć razem w tym samym kierunku."
(Antoine de Saint-Exuery) 


4 miesiące później...
*Violetta*
Bardzo często zastanawiałam się, co skłania ludzi do określonego działania. Czy z tym się rodzi, czy po prostu z upływem lat uczymy się tego. Czy my w ogóle mamy kontrolę nad swoim życiem, czy może jesteśmy zupełnie bezradni.
- Boże, dlaczego ich tu tak dużo - komentuje Diego. Po chwili macha mi ręką przed twarzą i wyciąga z transu. - Halo! Ziemia do Violetty! Violetta do ziemi. 
- Bo jest początek roku szkolnego, nie pamiętasz pierwszego roku w liceum? - podałam przykład.
- Miśka, ale my to coś zupełnie innego - odpowiada, uśmiechając się szeroko, a ja na to odpowiadam delikatnym uśmiechem.
- To, że zdecydowaliśmy się na letni semestr nie oznacza, że jesteśmy od nich lepsi - tłumaczyłam.
- No jasne, tylko że akurat jesteśmy - przewraca oczami.
Osłaniam twarz przed słońcem. Dziś ubrałam się pozytywniej niż zawsze, ale może zacznę się ubierać lepiej. Założyłam miętową koszulkę, a do dżinsy. Mój wcześniejszy strój składał się z workowatej bluzy i spodni, w ten właśnie sposób chciałam ukryć swoją sylwetkę i nie wyróżniać się za bardzo. Na początku każdy zwracał na to uwagę. Wytykali mnie palcami, ale później każdy się przyzwyczaił i miałam święty spokój. 
Na szczęście ostatnio wraz z Francescą udałyśmy się na zakupy. Powiedziała mi, że w końcu powinnam się zacząć ubierać bardziej dziewczęco. Posłuchałam jej i kupiłam kilka kolorowych ciuszków. W końcu, tu większość osób nie będzie mnie znać, bo wiele osób z mojego liceum poszło do innych szkół i tylko nieliczni wybrali ten sam colegge, co ja Fran i Diego. 
- Widać, że skorzystałaś z listy - uśmiechnął się szatyn.
- Taak, ale jakoś nie za bardzo czuję się w tych kolorach - powiedziałam.
- Nie pieprz, wyglądasz bardzo ładnie. Tylko się w tobie zakochać - zaśmiał się, a ja razem z nim.
Tak, ja i Diego stworzyliśmy listę, której głównie ja powinnam przestrzegać. Szatyn po przeczytaniu swojego poradnika psychologicznego, zaczął stosować różne porady, bo ma nadzieję, że mi to pomoże. Reasumując jestem dla niego królikiem doświadczalnym, ale mi to chyba nie przeszkadza. Bardzo się cieszę, że go mam i Francescę. Oni są najlepszymi przyjaciółmi. 
Powracając do listy, zawiera ona punkty które muszę wypełnić. Jest ich około 50 z czego wypełniłam tylko jeden, a mianowicie ubrałam się kolorowo. 
-Vilu, mogłabyś czasem założyć sukienkę, lub szorty i pokazać swoje nogi - objął mnie ramieniem.
- Diego, wiesz dlaczego... No, wiesz... Nie mogę...
- Wiem, i dlatego będę Cię wspierać - pocałował mnie w policzek. 
- Jesteś najlepszym przyjacielem na całym świecie - przytuliłam go. 

Diega poznałam w przedszkolu, podobnie jak Leona. Tylko, że z Diegiem zaprzyjaźniłam się i przez dalszą edukację wspierał mnie i tolerował moje wybory. Przeżył coś trudnego, a to wszystko przez prześladowców jego byłej dziewczyny, Demi. Byli tacy szczęśliwi i zakochani, ale długo nie nie mieli farta. Tak, więc Diego cierpiał przez nią.. Nawet teraz trudno mu jest, ale wspieramy się na wzajem.

We dwoje zmierzamy w kierunku głównego budynku. Na dziedzińcu panuje atmosfera konsternacji: studenci ich rodzice, chcą się rozeznać, dokąd mają iść. Idę wraz z Diegiem. Gdzieś z tyłu słyszę głośne "Uwaga". Potem widzę, że przede mną biegnie jakiś chłopak, który próbuje złapać piłkę futbolową wirującą w powietrzu. Jego masywne ciało zderza się z moim. Podam plecami na beton, waląc głową i łokciem w chodnik. Ramię promieniuje bólem.
- Złaź ze mnie. - Wiję się panicznie. Jego ciepło przyprawia mi uczucie, że czuję jakbym tonęła. - Złaź ze mnie w tej chwili!
- Przepraszam - Chłopak przewraca się na bok i szybko podnosi się - W ogóle Cię nie widziałem.
W końcu dostrzegłam, że znam tego chłopaka. Jego brązowe włosy i postawiona grzywka, w dodatku te oczy, no i jeszcze uśmiech, który może stopić serce niejednej dziewczyny. 
- Leon? 
- My się znamy?
Chłopak podaje mi dłoń, a ja wstaję. Przyglądam się jego twarzy. Dostrzegam bliznę, ciekawi mnie, czy to właśnie ona została z tej nocy, gdy go ojciec pobił.
W sercu czuję kłucie, bo on nawet nie pamięta kim jestem. 
- Hmm, sorry pomyliłam cię z kimś.
- Ej, ale imię się przecież zgadza - w głosie słyszę nutę wahania. Podnosi piłkę z trawy. - Czekaj, my się znamy, prawda?
-Naprawdę, przepraszam, że wpadłam ci pod nogi - szybko łapię Diega za rękę i idziemy do głównego wejścia.

Gdy już byliśmy w pomieszczeniu puściłam Diega, a ja sama oparłam się o ścianę. Próbuję złapać równy oddech.
- To był Leon Verdas.
- Ach - namyśla się - Ten Leon Verdas, którego uratowałaś?
- Ale ja go nie uratowałam - westchnęłam - ja po prostu przeszkodziłam jego ojcu.
- Możesz to tak tłumaczyć, ale ja wiem jedno.
- Przecież, każdy postąpił by tak jak ja

Diego łapie mnie za rękę i prowadzi przez korytarz.
- Vilu, przecież tak wielu ludzi przeszło by obok. Naprawdę wielu, woli patrzeć w inną stronę i nie dostrzegać krzywdy innych. Wiem to z własnego doświadczenia.
- Tak ogromnie mi przykro, że musiałeś przez to przejść.
- Miśka, niech Ci nie będzie przykro - wzdycha - Masz jeszcze własne zmartwienia.
 Przechodzimy obok sekretariatu. Gromadzi się tam wielu uczniów. Szukają planu zajęć, a także rozmawiają.

- On cię nawet nie poznał - Diego przedziera się przez tłum, żeby zdobyć różową kartkę, udało mu się.
- Tak ogólnie to on mnie nigdy nie rozpoznawał.
- No, ale teraz powinien - podaje mi talerz z ciastkami, ale kiwam przecząco głową. - Przecież, dzięki tobie uniknął sporego prania.
- Nie wyolbrzymiaj tego, możemy zmienić temat?
- To nie jest wyolbrzymianie - wzdycha. - Zamykam się już, ale chodźmy teraz szukać jakiegoś przewodnika do potorturowania.


*Leon*

Od 4 miesięcy każdej cholernej noc nawiedza mnie ten koszmar. Zwijam się przy basenowej altance, a ojciec mnie bije. Jeszcze nigdy nie widziałem go tak wściekłego, jak tamtej nocy. Pewnie dlatego, że zrobiłem jedną z najgorszych rzeczy które można sobie wyobrazić.
Gdy po raz pierwszy uderza mnie w twarz, czuję jak ciepła krew tryska na jego białą koszulę. Powinienem się bronić, bo pewnie by mnie zabił, ale ja nauczyłem się umierać, tak, w środku. Po za tym już chyba nic mnie nie obchodzi.
Nagle ktoś się pojawił. Mała postać, widziałem strach w jej oczach. Nie rozumiem, czemu w ogóle się tym zainteresowała, ale wiele jej zawdzięczam.
Tej nocy Violetta Verdas ocaliła całe moje pieprzone życie. Pewnie nawet nie zdawałaby sobie z tego sprawy. Chciałbym, żeby o tym wiedziała, ale jeszcze nie wykombinowałem, jak jej o tym powiedzieć, ani w ogóle jej nie widywałem. Słyszałem jedynie, że wcześniej pojechała do colleg'u i żyła swoim życiem. Cholernie jej tego zazdroszczę.
Pierwszy dzień w kampusie przebiega przyjemnie. Odkąd odjechał samochód moich rodziców, mogę spokojnie oddychać. Wraz z Federem spacerowaliśmy i staraliśmy się zapamiętać, jak najwięcej miejsc. Czasem przerzucaliśmy do siebie piłkę.
Nagle, odbierając dość długą piłkę, wpadam na dziewczynę. Czuję się, jak ostatni kretyn, dlatego że ona jest taka drobna i krucha. Patrzy na mnie swoimi wielkimi oczami i wygląda na wystraszoną. Najdziwniejsze jest to, że ona mnie zna, ale zamyka się w sobie kiedy dopytuję.
- Widziałeś tę dziewczynę? - pytam Federica.
On jest moim najlepszym przyjacielem od drugiej klasy, kiedy obydwoje zdaliśmy sobie sprawę że mamy pieprzone rodziny, choć zupełnie w inny sposób.
- Tę, na którą wpadłeś? - bierze plan zajęć, składa papierek na pół i chowa do kieszeni spodni. - Trochę przypomina mi tą dziewczynę, którą torturowała Ludmila.
- Violettę Castillo?
- Chyba tak się nazywała - wypuszcza powietrze - ale to raczej nie ona, Violka w liceum miała krótsze włosy i malowała na czarno swoje oczy, a po za tym ta dziewczyna była chudsza.
- Jeśli to Viola, to muszę z nią porozmawiać o tamtej nocy - spojrzałem na drzwi w których zniknęła.

Federico nienawidzi Ludmily. Uważa ją za sukę bez uczuć, bo ona chyba taka jest dla innych przy mnie jest wyjątkowo słodka. Ale i tak jej nie kocham, a związek z nią jest mi na rękę, gdy tylko poczuł woń jej perfum uciekł w kierunku głównego wejścia.
- Mam nadzieję, że nie rozmawialiście o mnie - powiedziała, ale ona przecież uwielbia, jak się o niej dużo mówi, objęła mnie w pasie - no chyba, że to było coś dobrego.
Pocałowałem ją w czoło.
- Nikt o tobie nie mówił. Federico, po prostu poszedł poszukać swojego pokoju.

Ludmile poznałem w drugiej klasie liceum. Kiedy akurat przeniosła się do tej samej szkoły co ja. Była niezwykle atrakcyjna, a ja cieszyłem się dużą popularnością wśród rówieśników, ale z nikim nie chodziłem na poważnie, od czasu do czasu podrywałem dziewczyny, ale głównie skupiałem się na futbolu, tak jak tego chciał tata. Jednak Ludmila była bardzo zainteresowana mną i po kilku tygodniach zostaliśmy oficjalnie parą. Zawsze myśli o sobie, nigdy nie była ciekawa tego skąd biorą się moje rany, siniaki i blizny. Raz o to zapytała, gdy doszło do zbliżenia. Odpowiedziałem, że to wynik wypadku samochodowego, ale ona i tak dalej nie wnikała.
- Słuchaj, kochanie, muszę już iść - całuję ją w usta - Muszę iść się zameldować, rozpakować i dowiedzieć się, co gdzie jest.
- No, dobrze.
Pomachała mi na pożegnanie i poszła w kierunku własnego samochodu, wiodę za nią wzrokiem, a po chwili wchodzę do budynku. W środku jest dużo chłodnie niż na zewnątrz, wszędzie panuje gwar, bo każdy chce coś załatwić.
- Czy ty nie miałeś szukać pokoju? - zapytałem, patrząc na Luka.
- Będę szczery, nienawidzę twojej dziewczyny - to już akurat wiedziałem. - Chodź, zaraz powinien pojawić się tu przewodnik i oprowadzi nas po szkole.
- No dobrze - Nie podobał mi się ten pomysł, bo najchętniej poszedł bym do pokoju i się rozpakował.

Po chwili pojawił się przewodnik, za nim ustawiło się sporo uczniów. Ja i Federico ustawiliśmy się na samym końcu. Po chwili mój wzrok wędruje na dziewczynę którą zobaczyłem w tym tłumie. Uśmiecha się do chłopaka, który obok niej stoi.
- Na co tak patrzysz - przerywa mi Fede - Wiesz, to może być Violetta Castilo. Uświadomiłem sobie, że jej ojciec mówił coś o jej wyjeździe do tej szkoły.
- Niemożliwe... to może być... czy jednak? - patrzę na jej włosy długie brązowe, zakończone ombre, lekko pofalowane. Jej ubranie, podkreśla jej figurę i te śliczne duże brązowe oczy, w których iskrzy radość. Violę, którą znałem kryła w sobie mrok, te workowate ciuchy, ciemny makijaż i zawsze wyglądała na smutną. Unikała wszystkich, poza tą nocą, której mnie uratowała.
- To na pewno ona1 - krzyknął Feder, kilka osób spojrzało na niego, jak na jakiegoś kretyna.
- O kurwa - mówię nie dowierzając.
- W czymś pomóc? - pyta przewodnik.
- Nie, nie, przepraszam - szybko odpowiadam.
Przeczesuję tłum moim wzrokiem, ale nigdzie jej nie widać.
- Ej, do cholery, gdzie ona poszła? - mówię do Federica.
On wzrusza ramionami i dalej słuchamy tego, co gada przewodnik.
***
Heejczi ;33
Co słychać?? 
U mnie dobrze, przyzwyczaiłam się już do szkoły ;))
I nawet prawie zapomniałam o takim jednym (:
Rozdziału nie było bardzo dłuugo :/ 
To dlatego, że czekałam na te 6 komentarzy ♥
No i są *_*
Danke :**

W tamtym tygodniu miałam dodać ten rozdział, ale w iątek byłam na zakupach z przyjaciółkami, a w sobotę pojechałam na "Apel Młodych" do Radomia :)
Wspaniała zabawa ;*

Mam nadzieję, że mnie jeszcze pamiętacie xdd
Dobrze, to czekam na wasze opinie na temat rozdziału ;33

piątek, 4 września 2015

Capítulo 2

 "Człowiek ma dar kochania, lecz także dar cierpienia"

 ***
*Violetta*
Od czasów przedszkola chodziłam z Leonem do tej samej szkoły. To przygnębiające, że to nasza najdłuższa rozmowa. Odkąd w szóstej klasie nazwano mnie dziwakiem, nikt odzywali się nieliczni, większość z nich chciała mnie pogrążyć.
- Nie wielu, by tak postąpiło
Wstaje chwiejnie, a on teraz wyraźnie na de mną góruje. Leon jest tym typem chłopaka, w którym zakochuje się każda dziewczyna. Też byłam w nim zakochana, gdy jeszcze nie uważałam chłopców za zagrożenie.
- Nie rozumiem, dlaczego to zrobiłaś
Podrapałam się delikatnie po czole.
- No cóż, zrobiłam to co uważałam za stosowne. Gdybym tego nie zrobiła, nigdy bym sobie tego nie wybaczyła- po chwili powiedziałam.
- Nikt nie może się o tym dowiedzieć, dobrze?- zapytał.
Przygryzam wargę, bo nie wiem czy to byłoby najlepsze wyjście z tej sytuacji.
 - Może powinieneś o tym komuś powiedzieć - zaproponowałam.
- Nie ma o czym mówić.
Spojrzałam na jego poobijaną twarz.
- Dobrze - odpowiedziałam i ruszyłam ku celu mojego przyjazdu.
- Hej, Violetta, tak masz na imię, prawda? Mogę cię prosić o przysługę?
- Pewnie. Co mam zrobić?
- W łazience na parterze, znajduję się apteczka, a w zamrażarce leży worek z lodem. Przyniesiesz je?
Bardzo pragnę odejść, ale jego błagalny ton sprawia, że ulegam.
- Dobrze, zrobię to - przytakuję.

Wchodzę do środka, szybko przemykam pomiędzy tańczącymi ludźmi. Nigdzie nie widzę mojego brata. Pani Kate siedzi przy stole i gawędzi z innymi paniami.
- Violu, kochanie, gdzie twoja mama? - zapytała kobieta.
- Czeka w samochodzie, bo przyjechałyśmy, aby odebrać brata. A właśnie, widziała go gdzieś pani? - zapytałam przy okazji.
- Przykro mi kochanie, ale nie- odpowiedziała przecząco.
- Dobrze, to poszukam go- odpowiedziałam i udałam się ku łazience.
Gdy byłam już w pomieszczeniu, wzięłam apteczkę, a następnie z kuchennej zamrażarki wyciągnęłam lód. Gdy wychodziłam zobaczyłam mojego brata, Marca. Siedział na kapanie, obok swojego najlepszego kumpla. Chciałam do niego podejść, ale nie mogłam dłużej wytrzymać w tym pomieszczeniu. W każdym kącie całowały się pary, a mnie przyprawiało to o mdłości.
Wyszłam z domu i udałam się ku altance. Ku mojemu zdziwieniu, nie było tam Leona. Panicznie zaczęłam się oglądać w koło. W końcu Leon wyłonił się, a ja delikatnie się go wystraszyłam.
- Przyniosłaś rzeczy?
Wślizguję się do środka i zamykam drzwi od altanki. Wyciągam przed siebie apteczkę i worek z lodem, a jednocześnie odwracam się w stronę drzwi, by uniknąć widoku na jego klatkę piersiową.
- Violu, ja nie gryzę - bierze ode mnie apteczkę. - Nie musisz gapić się w ścianę.
Zmuszam się, by na niego spojrzeć. Na jego brzuchu jest tak dużo blizn i ran, wydaje mi się, że to nie był pierwszy raz, gdy go ojciec pobił. Po chwili nasze oczy spotkają się.
- Podałabyś mi gazę i wodę utlenioną? - poprosił.
Wykonałam zadanie, a nasączonym wacikiem dotknęłam jego rany. Resztę zrobił sam, a ja się mu przyglądałam.
- W przypadku tego rozciętego policzka, konieczne byłby by szwy. Nie wygląda to dobrze- marszczę się.
- Nic mi nie będzie- odpowiada, próbując się uśmiechnąć.
Podchodzę bliżej do niego i dotykam jego blizny. Na prawdę wygląda to okropnie. Przez ranę widać tkankę i mięśnie. Dotykam delikatnie jego policzek, przykładając do niego gazę. Widać, że go to boli, bo delikatnie zaczął się wić.
Leon, jest pierwszą osobą z poza rodziny, którą dotknęłam. To było dziwne uczucie. Po chwili, czuję jak telefon wibruje mi w kieszeni czarnych spodni. wyciągam urządzenie i zerkam na powiadomienia. Widnieje tam 10 połączeń i 5 sms-ów od mamy i Marca.
- Muszę iść, moja mama czeka na mnie w samochodzie, jesteś pewien, że dasz sobie radę?- zapytałam.
- Tak, będzie dobrze - delikatnie się uśmiecha - do zobaczenia - powiedział, a ja poszłam.
Przecież my i tak się nie zobaczymy.
- Dziękuję - krzyknął głośno do mnie, jak odchodziłam.

Idę przez ciemności, uważając na to by znów na coś nie wpaść. Moja mama dzwoni, a ja tym razem odbieram.
- Violu, gdzie ty jesteś?! Twój brat już od kilku minut czeka w samochodzie - mówi poddenerwowana rodzicielka.
- Już idę - odpowiedziałam i rozłączyłam się.
Przechodzę obok werandy na której rozmawiają pijana Ludmila i  Caleb, najlepszy przyjaciel mojego brata.
Gdy już jestem przed domem, moja mama oświetla mi drogę światłami. Mrużę oczy, bo to było takie jasne. Szybko siadam na miejscu pasażera.
- Dziewczyno, gdzie ty byłaś - przywitała mnie, jak zawsze zatroskana mama.
- Spotkałam znajomą ze szkoły i trochę z nią porozmawiałam - skłamałam.
- Marco, będziemy za tobą tęsknić - powiedziała moja mama.

Mój brat jutro wyjeżdża z Buenos Aires do Nowego Jorku. Dostał tam świetną pracę, o którą starał się już kilka lat.
- Violu, a może chociaż ty zostaniesz w domu? - zaproponowała mama.
- Mamo, nie będę zmieniać swoich decyzji - odpowiedziałam stanowczo.
- Będzie mi Was tak bardzo brakować - powiedziała mama, wzruszając się. Kilka łez spłynęło jej po policzku.

Po kilku minutach, wróciliśmy do domu. Wzięłam szybki prysznic, a potem poszłam do mojego pokoju. Nienawidzę tego miejsca, bo tu się to wszystko zdarzyło. Przez to miejsce nie mogę o tym zapomnieć. Cały czas gdy gaszę światło widzę jego cień, który prześladuję mnie od szóstej klasy. Tak bardzo nienawidzę tego wszystkiego, właśnie przez niego się tak zmieniłam, chyba już nigdy o tym nie zapomnę.
Już nie mogę się doczekać, jak po wakacjach wyjadę do colleg'u. Tam chociaż przez chwilę zapomnę o tym, co się wydarzyło. Zacznę tam nowe życie.
Jeszcze przez chwilę, przed uśnięciem przypomniałam sobie widok Leona, leżącego na ziemi, całego zakrwawionego  z rozciętym policzkiem i licznymi bliznami na ciele. On musi czuć, to co ja. Ciekawe dlaczego los, sprowadził mnie właśnie w tamto miejsce, może to nie był przypadek, to dla Leona był fart, w końcu ocaliłabym, bo gdyby nie moja reakcja, pan William zabił by go.
***
Hejczi :* 
Jest już 2 :))
Podoba wam się?? 
Tylko szczerze :)) 

Zaczęła się szkoła, a ja jetem w 2 gim. nauczyciele ciągle mówią, że w tym roku będzie dużo nauki i wgl.
Hah, były jakieś oceny??
Ja dostałam, tylko + z matmy xdd
A tak to w szkole jest nawet spoko *.*
Zerwałam z chłopakiem ;c
No i jest mi trochę smutnoo ;(
No, ale nie układało się nam, więc taka kolej rzeczy :/

Dobra, nie przynudzam, tylko zapraszam do komentowania :* 
Jeśli ktoś chce mnie lepiej poznać to piszcie do mnie na gg: 51193081 
Papa *.* 

6 komentarzy = rozdział 3